» Blog » Smoczy tron
13-08-2009 19:05

Smoczy tron

W działach: Literatura | Odsłony: 19

Tego lata postanowiłem w końcu przeczytać kilka z bardziej znanych powieści fantasy. Jedną z pierwszych, które wpadły w moje ręce, był Smoczy tron Tada Williamsa, inaugurujący cykl Pamięć, Smutek i Cierń. Uprzedzę od razu: nie jest to najlepsza książka, jaką czytałem. Na szczęście jednak również nie najgorsza, a przynajmniej w jednym miejscu całkiem ciekawie wykraczająca poza kanon fantastycznej powieści inicjacyjnej (a więc takiej, która opowiada o dojrzewaniu młodego mężczyzny w magicznym świecie). Jak mianowicie?

Otóż – w narracji. Dziewiętnastowieczna powieść realistyczna przyzwyczaiła nas do zdystansowanego narratora wszechwiedzącego (wszechwiedza jest jedną z typowych cech tzw. narracji autorskiej, auktorialnej). W pierwszym tomie Nędzników Wiktora Hugo narrator zastanawia się nad tym, czy wprowadzić czytelnika w głąb duszy Jeana Valjeana, głównego bohatera – po czym pada sakramentalne "Wejdźmy" i oto możemy śledzić wszelkie dylematy Valjeanowskiego sumienia. Taki opowiadający nie odmawia sobie prawa do komentarzy na temat bohaterów czy zdarzeń. Na przykład w rzeczonych Nędznikach znakomity, kilkudziesięciostronicowy opis bitwy pod Waterloo kończy się narratorską refleksją nad tym, że ostateczne rozstrzygnięcie walki trzeba przypisać Bogu.

Nie inaczej toczy się narracja w wielu utworach fantastyki magicznej. Można przypomnieć sobie tu sposób, w jaki zwraca się do czytelnika narrator Hobbita, oraz zdystansowany tok opowiadania Władcy Pierścieni. W bliższych nam chronologicznie tekstach fantasy przykładem może być Eragon. Mimo że akcja dotyczy w nim przede wszystkim jednej postaci (naturalnie, bohatera tytułowego), nie jest tak, abyśmy konsekwentnie patrzyli na świat jej oczami, a przede wszystkim: odczuwali go i rozumieli tak samo jak ona. Podobnie w Smoczym tronie, w którym narrator w większości wypadków niezbyt się przejmuje subiektywną perspektywą bohatera. Raczej chłodno rejestruje zdarzenia, niż przepuszcza je poprzez filtr percepcji i interpretacji młodego Simona.

Wyjątki są jednak znaczące, a mamy ich kilka. Rachel, opiekunka osieroconego chłopca, wspominająca jego poród przed czternastu laty. Książę Isgrimnur, rozważający na iście królewskim pogrzebie, dlaczego zmarły zabiera do grobu swój miecz, zamiast przekazać go synowi. Starzec Jarnauga, rozmyślający nad groźnymi znakami z północy... Za każdym razem narrator niejako wycofuje się, aby oddać pole postaci – i to w jej mikroświecie znajdujemy się przez parę stron; to jej myśli i uczucia poznajemy; zaś tego, czy jej przekonania na temat otaczającej rzeczywistości są słuszne, nie możemy nigdy być do końca pewni. Taka narracja wśród literaturoznawców nosi miano personalnej.

Oczywiście, to tylko jeden z wątków Smoczego tronu. Śmiem jednak twierdzić, że najbardziej zasługujący na uwagę. Oprócz niego mamy parę potknięć warsztatowych (prowadzący sesje gier fabularnych powinni się uczyć na przykładzie Jarnaugi, na czym polega syndrom Ulubionego Bohatera Mistrza Gry – który w dodatku przez dobre kilkadziesiąt stron wyjaśnia tajemnicę budzącego się zła). Przewidywalną fabułę. Irytująco schematyczne potraktowanie religii (choć trzeba przyznać, że niektórzy z wyznawców Aedona mogą budzić sympatię czytelnika). Dość zwyczajny sposób opowiadania i opisu (wyjąwszy wspomniane wstawki personalne oraz być może końcówkę pierwszej części tomu). Nic specjalnego, ale też bez poważnych wad.

Nie ma co tego ukrywać – Smoczy tron to utwór nie więcej niż poprawny. Czytało się go dosyć przyjemnie, ale dobrze jest przede wszystkim spojrzeć na niego w szerszym kontekście – i dostrzec, że utorował on drogę znacznie ciekawszej fantastycznej prozie. O Grze o tron przeczytacie jednak następnym razem.

Komentarze


bukins
   
Ocena:
0
Czytałem tę książkę za gówniarza i do dzisiaj ona leży u mnie na półce :) Aż nabrałem chęci by ponownie się za nią wziąć i odświeżyć sobie wspomnienia :)
13-08-2009 19:10
Scobin
   
Ocena:
+1
Szybcy i wściekli! Zdążyłeś napisać komentarz i polecić notkę, zanim jeszcze wprowadziłem na gorąco parę poprawek. ;-)

Mam wrażenie, że przy powtórnej lekturze możesz się rozczarować. Nie dlatego, że Williams pisał źle – tylko dlatego, że od tamtego czasu zapewne zdążyłeś już poznać wielu autorów, którzy piszą lepiej. No, ale jeśli jednak spróbujesz, daj znać, ciekaw jestem wyniku. :)
13-08-2009 19:13
Neurocide
   
Ocena:
+1
Moi erpegowi kumple do dziś wśród znajomych rozpoznawni są po ksywkach z czasów końca podstawówki zdaje się - które wzięły się własnie z tej powieści - choć dziś częściej są już zdrobniałe: Henio, Kwadrat, Pryro, Gucio - obczaisz? To się nazywa zakochać się w książce za szczenięcych lat.
14-08-2009 00:19
Scobin
   
Ocena:
0
Co za ksywy! W tej chwili rozpoznaję tylko Pryratesa. Jeszcze podumam – tymczasem dobranoc. :-)
14-08-2009 00:22

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.