» Blog » Wiara i czary. ''Złota Galera'' Jacka Dukaja
03-05-2013 19:28

Wiara i czary. ''Złota Galera'' Jacka Dukaja

W działach: Chrześcijaństwo, Literatura | Odsłony: 40

Wiara i czary. ''Złota Galera'' Jacka Dukaja

Jak śpiewał Jacek Kaczmarski, wielkie jest na czary zapotrzebowanie. Wielkie również wśród nas, katolików, którzy religię często traktujemy tak, jakby była magią. Posępny tego obraz przedstawia wczesne opowiadanie Jacka Dukaja Złota galera.


________________________


Poniższy wpis (w nieznacznie innej postaci) ukazał się pierwotnie na blogu katolickim Przedmurze. W notce przyjmuję perspektywę katolika, który swojej wierze podstawia zwierciadło literatury.


________________________


Złotą Galerę, debiut literacki Jacka Dukaja, odczytywano nieraz jako tekst antyklerykalny, który miał zostać zainspirowany ostrym sporem z katechetą. Od takich interpretacji odżegnywał się sam pisarz i nie one będą tu dla nas ważne (choć zapewne jest sporo prawdy w lekturze wskazującej na "krytykę Kościoła po przemianach polskiej rzeczywistości" czy też "nowy typ kłopotów Kościoła katolickiego w Polsce" – lekturze nadspodziewanie powszechnej, od "Przewodnika Katolickiego" po Lewicę 24). Nie ma natomiast wątpliwości, że Złota Galera to utwór o tematyce religijnej. W interpretacji, którą chciałbym tutaj zaproponować (unikając zdradzania szczegółów fabuły, bez obaw!), opowiadanie pokazuje katastrofalną próbę zawładnięcia Bogiem.


Jacek Dukaj w 2009 roku



Postacie z tekstu Dukaja mogą się wydawać chrześcijanami i pewnie same tak o sobie myślą. W istocie jednak postrzegają Boga nie na sposób religijny, tylko magiczny (lub może quasi-magiczny). Co to oznacza? Jak powiada o. Jan Andrzej Kłoczowski OP, "magia jest próbą zawładnięcia nadprzyrodzonymi siłami, natomiast wiara jest zawsze postawą przyjęcia daru, postawą pokory: błagam, proszę, a nie rozkazuję". Z kolei Bogusław Wolniewicz pisze, że po magii "oczekuje się [...] bezpośrednio namacalnej efektywności, jak po zabiegu chirurgicznym", natomiast religijna modlitwa błagalna "jest raczej przypomnieniem i uprzytomnieniem sobie pewnej prawdy wiary niż prośbą o cokolwiek. Jest [...] aktem zdania się na wolę Bożą". Trudno mi orzec, czy stwierdzenia te opisują wszelkie istniejące odmiany magii i czy mogliby się z nimi zgodzić niechrześcijanie. Z pewnością jednak przedstawiona opozycja dobrze pokazuje sposób, w jaki chrześcijanin nie powinien traktować Boga.


Kiedy tak postawimy sprawę, uderzy nas, że bohaterowie Złotej Galery zupełnie się nie modlą. Dlaczego jest to takie dziwne? Przyjrzyjmy się światu przedstawionemu i głównemu wątkowi opowiadania. W fantastycznonaukowej przyszłości, w której ludzkość zasiedliła już nawet planety spoza Układu Słonecznego, ośrodkiem imperium homo sapiens nadal jest Ziemia. Bardzo ważną funkcję pełnią na niej Błogosławione Zastępy – ni to aniołowie, ni to zakon, ni to korporacja wyposażająca swoich członków w supernowoczesne technologie, łącznie z implantami. Organizacja ta zarabia ogromne sumy na wykonywaniu rozmaitych zleceń prywatnych i rządowych. Wedle słów Charlesa Radiwilla (ni to archanioła, ni to dyrektora generalnego) "Błogosławione Zastępy zawsze wypełniają powierzone im zadania". Tym razem mają poznać prawdę o szczerozłotym okręcie długości trzech tysięcy kilometrów, poruszanym sześciuset miliardami wioseł, powoli sunącym przez kosmiczną przestrzeń w stronę Ziemi.


Wydaje się, że w tym świecie chrześcijaństwo już zwyciężyło. Radiwill powie na końcu tekstu: "[...] miliardy ludzi są szczęśliwe. Chcą żyć. Wiedzą, że wciąż zagraża im szatan, ale przed szatanem bronimy ich my". Nieco wcześniej Colloni, wysoko postawiony członek Zastępów, mówi o "nadzwyczajnych błogosławieństwach papieża"; można stąd wywnioskować, iż globalny sukces odniósł niedwuznacznie Kościół rzymski. Moglibyśmy się więc spodziewać, że modlitwa, którą Katechizm Kościoła Katolickiego określa "żywym i osobistym związkiem z Bogiem żywym i prawdziwym" (pkt 2558) oraz "związkiem przymierza między Bogiem i człowiekiem w Chrystusie" (pkt 2564), będzie niezmiernie rozpowszechniona. Tymczasem nic z tych rzeczy.


Bóg dla bohaterów opowiadania nie jest kimś, kto przyjmuje modlitwy, lecz narzędziem. Popatrzmy na przykłady. Po pierwsze, członkowie Zastępów instrumentalnie wykorzystują "dusze przyjazne", traktując je niczym chłopców na posyłki. Po drugie, nadprzyrodzone zdolności błogosławionych dają się zakląć np. w wytatuowanym krzyżu. Po trzecie, Connoli i inni noszą przy sobie klejnoty, które można uaktywniać w celu przywoływania doradców zwanych Przyjaciółmi. Po czwarte, woda święcona skutkuje "wystraszeniem neosatanisty, jeżeli ten już całkiem zszataniał". Po piąte, za odpowiednią sumę można kupić klątwę, która unieważni czyjąś pokutę (to coś jak dawny handel odpustami, tylko w drugą stronę).


Ze wspomnianą klątwą wiąże się najbardziej odrażająca scena w tekście. Nie zdradzę, rzecz jasna, na czym dokładnie ona polega, podobnie jak nie opiszę zakończenia. Kto czytał, ten pamięta wyjątkowo paskudną kazuistykę Connolego i zna naturę finałowej katastrofy. Kto nie czytał, niech przeczyta. W tym miejscu wystarczy stwierdzić jedno: w świecie Złotej Galery chrześcijaństwo przegrało, a nie wygrało. Owszem, próby zawładnięcia Bogiem przyniosły na pewien czas złudzenie sukcesu, wzmocnione w tej fantastycznej wizji przez rzeczywiste materialne skutki magicznych bądź quasi-magicznych działań. Ale w ostatecznym rachunku nie mogło się to dobrze skończyć.


„Dusze dręczone przez węże”, fragment


Kiedy myślę teraz o Złotej Galerze, przypominają mi się słowa papieża Franciszka o groźbie przekształcenia Kościoła w organizację pozarządową. I tam, i tutaj mamy do czynienia z zatraceniem podstaw chrześcijaństwa, którego pierwotnym rdzeniem nie jest aktywizm społeczno-polityczny albo inne techniki zmieniania rzeczywistości, tylko spotkanie z Bogiem. Jeśli nasza wiara ma mieć sens, nie możemy ani traktować jej jako ubogiej siostry uczynków, ani liczyć na sto pięćdziesiąt cztery tysiące lat odpustu. Po prostu nie w tym rzecz.


A w czym? Świat cały nie pomieściłby ksiąg, które by trzeba napisać. Niektóre jednak szczęśliwie już napisano. Czwarta część Katechizmu Kościoła Katolickiego z pewnością będzie dobrą lekturą, ale na rozbieg można wziąć przywołane już teksty Jana Andrzeja Kłoczowskiego i Bogusława Wolniewicza. Ten ostatni skądinąd nie jest katolikiem; mimo to pisze z rzadkim połączeniem prostoty i precyzji.


Warto jeszcze na koniec zaznaczyć: piszę po to, aby skłonić nas (także samego siebie) do szukania odpowiedzi na pytanie, czym jest religia i wiara. Określenie, czym nie jest, to ledwie krótki krok na krętej drodze. Krok potrzebny, ale nie można zbytnio go wydłużać. Inaczej ani się obejrzymy, jak zostawimy ścieżkę daleko za sobą.


________________________


Fotografię Jacka Dukaja wykonaną przez Annę Zemanek (i opublikowaną pierwotnie na oficjalnej stronie internetowej pisarza) zaczerpnąłem z Wikipedii. Z kolei zdjęcie "Dusz dręczonych przez węże", fragmentu almanachu "Kalendarz pasterzy" (a dokładniej: egzemplarza przechowywanego na Uniwersytecie Keiō w Japonii), pochodzi z serwisu Wikimedia Commons.

Komentarze


Scobin
   
Ocena:
+1
I na koniec otwarte pytanie do tych, którzy "Złotą Galerę" czytali: czy to jest magia sensu stricto, czy może połączenie tego, co najgorsze w religii, z tym, co najgorsze w magii? Nie ukrywam, że w tej chwili bardziej przekonująca wydaje mi się ta druga możliwość.
03-05-2013 19:37
~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+1
Przystojny facet z tego Dukaja :) tylko oprawki mógłby zmienić na nieco grubsze.
03-05-2013 20:00
de99ial
   
Ocena:
+1
Żeby był bardziej hipsterski?

Wiara i religia... To dobre pytanie.
03-05-2013 20:40
Scobin
   
Ocena:
+1
Żeby był bardziej hipsterski?

Sam sobie sterem, żeglarzem i hipsterem? ;-)
03-05-2013 20:43
de99ial
   
Ocena:
+1
Na szczęście Dukaj nie szuka swego indywidualizmu w korporacyjnie zaprojektowanym wizerunku indywidualisty i w posiadaniu produktów marek perfidnie żerujących na ludzkim snobizmie ;)
03-05-2013 20:49
~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+1
Ciemne, grube oprawki ładnie wyostrzają rysy twarzy :)
03-05-2013 21:11
de99ial
   
Ocena:
+1
Wiara i religia to w mojej opinii sposób na kontakt z wszechświatem, a dokładniej z tą jego częścią, która wymyka się naszemu poznaniu i rozumieniu. To mechanizmy tłumaczące to co niezrozumiałe i niepojęte, mające pomóc nam zrozumieć i pojąć, zrodzone z potrzeby zrozumienia właśnie.

Mam nadzieję, że nie skomplikowałem niepotrzebnie.
03-05-2013 23:26
Kumo
    Przepraszam, wiem, że generalizuję.
Ocena:
+1
Taaak... Właśnie niedawno - sam będąc katolikiem - stwierdziłem, że wśród znanych mi osób najbliżsi ideałom chrześcijaństwa (przynajmniej w moim rozumieniu) są neopoganie i buddyści. Bo katolicy (o ile w ogóle są wierzący) traktują Boga jak przysłowiową panią Halinkę w urzędzie, której trzeba się podlizać i przynieść czekoladki, to może akurat przepchnie naszą sprawę. A może raczej wyjatkowo silnego i wrednego dresiarza, któremu regularnie stawiamy browara i mówimy do niego per "Pan", bo wtedy da w łeb komus innemu niż my i w razie czego obroni "swoich".
03-05-2013 23:26
Scobin
   
Ocena:
+1
@Kumo

Przepraszam, wiem, że generalizuję.

Wybaczam ze względu na odwołanie do pani Halinki. :-)

A jeśli chodzi o neopogan, to właśnie z ich powodu zacząłem się zastanawiać, na ile rzetelne jest stawianie opozycji "dobra religia – zła magia". Czy magia, którą odrzucam jako katolik, jest tym samym co magia praktykowana w niektórych odmianach neopogaństwa? To kolejne ciekawe pytanie.
03-05-2013 23:34
Scobin
   
Ocena:
+1
@de99ial

Przyznam, że do mnie najbardziej przemawia taka wizja wiary, w której mówimy bardziej o doświadczeniu i poczuciu sensu niż o wyjaśnieniu. Ale pewnie to ostatnie sformułowanie też dałoby się obronić, gdybyśmy dodali, że jest to wyjaśnienie indywidualne, nie do końca dające się wysłowić i dzielić z innymi (trochę na takiej zasadzie, na jakiej trudno komuś przekazać, "jak to było w górach").
03-05-2013 23:40
de99ial
   
Ocena:
+1
Scobinie, definicja przeze mnie ukuta jest naturalnie spersonalizowana pode mnie. Tak się składa, że w moim postrzeganiu rozumienie i pojmowanie jest bardzo istotne i pamietam, że właśnie ten aspekt - poznania rozumowego, a nie sama czysta wiara - mobilizował mnie do poszukiwania. Naturalnie tak zindywidualizowane poznanie i rozumienie można nazwać doświadczeniem właśnie - wszak w obu przypadkach chodzi o sens istnienia, jego celowosć i rolę we wszechświecie. Jedni mogą to czuć, inni to rozumieją - ale efekt końcowy jest taki sam :)

Szkoda, że tak wielu bezrefleksyjnie podchodzi do wiary.

EDYTA

Polecam jako ścieżka dźwiękowa do rozmyślań:
http://w495.wrzuta.pl/audio/0X8BMt HGneo/in_epiphania_domini_-_ecce_advenit
03-05-2013 23:52
mr_mond
   
Ocena:
+2
Z doświadczenia osoby praktykującej magię na własną rękę (więc raczej nie należy ekstrapolować na innych, praktykujących magię np. w ramach różnych religii neopogańskich; mogę w razie czego podrzucić listę książek, na których się opieram): zasadniczo magia ma dwa cele, po pierwsze doświadczenie religijne i szeroko pojęty rozwój duchowy, po drugie – uzyskiwanie różnych rzeczy. Stąd kiedyś istniał podział na magię wysoką i niską, pierwsza była fajna, a druga nie. Współcześnie ten podział raczej zanika, ludzie zajmujący się ezoteryką (zwłaszcza magią chaosu) uznają, że nie ma nic złego w tym, żeby chcieć pieniędzy czy powodzenia, przy czym tutaj również stawia się nacisk na rozwój i zrozumienie swoich pragnień. Czyli warto się zastanowić, dlaczego chce się pieniędzy, powodzenia czy czegokolwiek innego, oraz nad tym, co w człowieku przeszkadza mu w osiągnięciu tego czegoś. Magia powinna być raczej narzędziem pomagającym w osiągnięciu tego celu, a nie jedynym środkiem.

Pierwszy cel oczywiście zbliża magię do religii.

Nie czytałem opowiadania Dukaja, ale gdybym miał się wypowiedzieć na podstawie Twojego, Staszku, tekstu, powiedziałbym, że rzeczywiście piętnuje najgorsze podejście do religii i do magii (która staje się sposobem na osiągnięcie celów bez refleksji i zmiany siebie).
04-05-2013 09:34
Planetourist
   
Ocena:
+3
@Scobin

Co do wiary i magii: najtrafniejszą opinią na ten temat wydaje mi się ta wygłoszona przez pewnego antropologa (choć nie pamiętam, którego), że istnieje czarna magia, a nie istnieje czarna religia. Rozumiał przez to to, że obrzędy wynikające z myślenia magicznego można (można, nie trzeba) odprawiać na własną rękę, dla własnych korzyści i wręcz ze szkodą dla społeczeństwa, a ryty religijne z założenia wymagają współuczestnictwa innych lub przynajmniej odwołują się do wspólnej z nimi sfery znaczeń; nikt nie modli się do swoich bogów o zagładę swojego ludu.

Celowo kończę przytaczanie tej opinii fałszywym argumentem ;) Bo przecież nietrudno wyobrazić sobie, że archetypiczny frustrat błaga Pana o oczyszczenie świata z ludzi ALE no właśnie, frustrat - coś musiało się stać, żeby ten człowiek myślał tak a nie inaczej. Potęga argumentu zapomnianego antropologa polega moim zdaniem na tym, że każdy z mnóstwa kontrprzykładów do jego tezy wiąże się z naruszeniem jakiejś normy i tym bardziej udowadnia, że jest to niezwykła sytuacja.

A, i w tym myśleniu magia nie musi być zła, może więc być wręcz włączona do obrzędów religijnych.
04-05-2013 10:16
Z Enterprise
   
Ocena:
+1
Aż sobie odświeżyłem to opowiadanie przed chwilą.

Po mojemu, autor opiera całą rzecz na fałszywym założeniu, przez co całe opowiadanie wydaje się banalne i łatwe do przewidzenia.

Nie ma tu nic o wierze (z jednym wyjątkiem), poza założeniem bohaterów, że ci żyjący zgodnie z "Sumieniem" zostaną ocaleni. Założeniem fałszywym, bo robią to dla wymiernych korzyści.
Wyjątkiem jest pokutująca dusza neostantanisty, która w ostatnim momencie woła Boga (z miernym efektem zresztą, a właściwie jego brakiem), ale to tylko potwierdza jedną rzecz - wg autora cały dogmat i metody stosowane przez Archaniołów są psu na budę i najzwyczajniej nie działają.
Z takim założeniem przy pisaniu nie za bardzo można dyskutować czy wchodzić w polemikę - ot po prostu niezależnie co zrobisz i tak przyjdzie po ciebie Szatan, ten prawdziwy, nie ten stworzony przez człowieka do straszenia dzieci.
Ale tu znów mamy pewien bezsens, bo sama galera jest "antropomorficzna", więc jednak to ten szatan do straszenia dzieci.
Jeśli przyjąć w świecie opisanym istnienie takiego bytu, to można również przyjąć, że jest bytem "boskim", a więc i reszta powinna być na miejscu (np Bóg) - jednak nie pomaga to ocalić nawet "najświętszych" (chociaż tego tak naprawdę nie wiemy).
To znowu oznacza, że w opowiadaniu człowiek nie wierzy tak naprawdę w Boga, że go odrzucił albo nie poznał Prawdziwej Wiary Która Może Go Zbawić. Albo Go nie ma. Są tylko technomagiczne gusła, które nic nie mają wspólnego z wiarą.
Szatan jednak istnieje i działa.
Biorąc poprawkę na ówczesny wiek autora (16 lat), jak najbardziej rozumiem skąd się to wzięło.

Co wcale nie zmienia faktu, że Złota Galera to słabe i skonfliktowane opowiadanie, które nie ma tak naprawdę morału. Gubi się on w sprzecznościach.

04-05-2013 11:24
Scobin
   
Ocena:
+1
@mr_mond, Planetourist

Nie bardzo wiem, co mógłbym dodać. Wybaczycie mi, mam nadzieję, że tylko splusuję. :-)


@Z Enterprise

Nie ma tu nic o wierze (z jednym wyjątkiem), poza założeniem bohaterów, że ci żyjący zgodnie z "Sumieniem" zostaną ocaleni.

Zgadza się. Według mnie to założenie bardzo sprawnie współgra z ogólnym nastawieniem bohaterów do religii – postrzeganej jako narzędzie do uzyskiwania osobistych korzyści (ostatnią i największą z nich ma być zbawienie).

Wydaje mi się jednak, że nadal jest w tym świecie miejsce dla Boga. Pewne poszlaki (tzn. tamten "przesadnie pobożny" komandos, który miał oszaleć po zbliżeniu się do Galery, oraz pięćdziesiąt milionów ludzi pasująćych do jego profilu) wskazują, iż część ludzi mimo wszystko może zostać zbawiona. Ale tekst skupia się na innych postaciach – na tych, które czeka potępienie. Krytyka ich postępowania jest moim zdaniem całkiem udana.

Inna sprawa, że brak ocalenia dla neosatanisty wołającego "Ratuj, Panie!" jest rzeczywiście zastanawiający...
04-05-2013 15:15
Kumo
   
Ocena:
+2
@Scobin:
Czy magia, którą odrzucam jako katolik, jest tym samym co magia praktykowana w niektórych odmianach neopogaństwa? To kolejne ciekawe pytanie.

Jako wierzący katolik, zajmujący się równocześnie m.in. medycyna naturalną, zastosowałbym dla ułatwienia następujący podział:
1) "magia", czyli wykorzystanie pewnych oddziaływań niepotwierdzonych naukowo, zależnych głównie od ludzkiiej woli i naturalnych procesów (np. bioenergoterapia, feng shui). Czyli narzędzie + wiedza, sama w sobie nie będąca dobra ani zła. Całkiem często zresztą stosowana przez duchownych i świętych.
2) "magia-lub-religia", oparta na szukaniu pomocy "z zewnątrz" poprzez zwracanie się do demonów lub bóstw, które mają pomóc nam uzyskać dany efekt. Jeśli obejmuje to oddawanie im czci, to mamy religię. Z reguły niezgodne z pierwszym przykazaniem Dekalogu.
3) religia, gdzie zakładamy, że dla uzyskania "właściwego" efektu należy postępować w zgodzie z pewnymi ideami i wynikającymi z nich zasadami, bo np. wtedy postepujemy w zgodzie z niedefiniowalną siłą wyższą (chrześcijański Bóg, Tao...) - "wolą" tej siły lub "porządkiem wszechświata".
05-05-2013 01:14
Kamulec
   
Ocena:
0
Niektórzy potrzebują religii, inni zostają do niej skłonieni przez otoczenie. Nie wiem, po co łączyć to w definicjach z innymi, niezależnymi przecież cechami.
05-05-2013 02:53
Kumo
   
Ocena:
0
@Kamulec:
Jeśli odnosisz się do mojego komentarza (nigdzie indziej nie widzę żadnej formy definicji religii), to Twoja wypowiedź nie ma znim żadnego związku. "Definicje" oparłem o kryteria podejścia ludzi do przedmiotu dyskusji i zgodności lub niezgodności z religią katolicką, w ramach odpowiedzi na pytanie wrzucone przez Scobina. Powód wyznawania danej religii jest w tym wypadku całkowicie nieistotny - chodziło o podział ze względu na określone cechy, a nie stworzenie konkretnej definicji.
05-05-2013 11:37
Z Enterprise
   
Ocena:
+1
Scobinie, czekam, kiedy zabierzesz się za inne "antyklerykalne" teksty Dukaja, choćby in partibus infidelium :)
Dużo ciekawsze, dużo dojrzalsze IMHO.

Warto też "rozprawić się" z Clarkiem i jego sceptycyzmem religijnym (ot, choćby kwestia Wędrowca w "Fontannach Raju", czy z "Gwiazdą"). Polecam :)
06-05-2013 08:33
Scobin
   
Ocena:
0
In partibus infidelium nawet czytałem i rzeczywiście mi się podobało, ale to było całe kilka lat temu. Może do tego wrócę, bo w ogóle zaczyna mnie troszkę przyciągać polska fantastyka religijna. :-) Dzięki też za rekomendacje dotyczące Clarke'a.
06-05-2013 11:45

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.