» Blog » Gwałt w grze (część druga)
30-03-2014 14:02

Gwałt w grze (część druga)

W działach: Etyka, RPG | Odsłony: 2345

Pora na kontynuację wczorajszego wpisu. Jeżeli jeszcze nie macie go za sobą – przeczytajcie, zanim pójdziecie dalej.

____________

Chciałbym podkreślić dwie ważne rzeczy, zanim wrócę do rozpoczętej wczoraj listy dobrych praktyk (skądinąd patrząc teraz na częstość słowa „nie” na tej liście, mam wrażenie, że większość spisu jest zniechęcaniem do praktyk złych – ale to także bardzo ważna kwestia). Sprawa pierwsza: wśród wielu internetowych komentarzy warto wyróżnić wypowiedzi Pawła „Skały” JurgielaAleksandra „Alexa” Daukszewicza. Obaj są od dawna związani z grupą Lans Macabre, której członkowie poprowadzili już chyba całe setki punktów programu na polskich konwentach (wliczają się w to swobodne rozmowy na temat problemów zgłaszanych przez uczestników). Obaj także wielokrotnie byli prowadzącymi na obozach gier fabularnych dla młodzieży. Mają zatem bardzo duże doświadczenie. Mają też sporo do stracenia (pod względem psychologicznym, ale też finansowym), jeśli rzeczywiście publikacja reportażu Małgorzaty Łojkowskiej wpłynie negatywnie na wizerunek RPG w Polsce, więc można byłoby się spodziewać, że zareagują obronnie. A jak faktycznie zareagowali?

Z wielką klasą. Wyrazili żal, że brakuje innych głosów o grach fabularnych w prasie ogólnopolskiej, skrytykowali (słusznie) sensacyjną zapowiedź Mariusza Szczygła, ale nie odrzucili artykułu za poruszenie kwestii niewygodnych dla środowiska fanowskiego. Nie próbowali też przekonywać dotkniętych graczek i graczy, że przeżywane przez nich problemy nie istnieją. Podkreślili natomiast, iż nagłośnienie sprawy przez „Gazetę Wyborczą” i związane z nim dyskusje zachęciły wiele osób do opowiedzenia o swoich doświadczeniach, a także stworzyły okazję, aby polscy grający mogli na nowo przedyskutować trudne kwestie. Słowem, Skała i Alex skupili się na tym, co możemy zrobić my wszyscy – fani – aby niedobrych zdarzeń było w polskim RPG jak najmniej.

Sesja z 2009 roku (źródło)

To prowadzi nas bezpośrednio do sprawy drugiej, czyli tego, co zrobiono – i co w tej chwili się robi – w celu ograniczenia nadużyć podczas sesji. Nadużyć, a nie tylko scen gwałtów, bo jak pisałem ostatnio, nie powinniśmy rozpatrywać zjawiska wyłącznie w jego skrajnej postaci (skądinąd słusznie też zauważył Kamil „Kamulec” Chmiel, że warto odróżnić wprowadzanie takich motywów w świecie przedstawionym od znacznie rzadszego wykorzystywania sytuacji gry w celu molestowania seksualnego – ten wpis dotyczy jedynie pierwszego przypadku). Zacznę od krótkiej anegdoty: w listopadzie 2007 roku byłem w Lublinie na Falkonie. Tam po raz pierwszy spotkałem się z Joanną Filipczak i Marcinem Zarodem (Ysabell i Ezechielem), a miało to miejsce w trakcie prelekcji „Jak grać, żeby się zgrać”. Prelekcja zaczęła się od rozdania anonimowej ankiety, w której pytano obecnych mistrzów gry m.in. o to, czy skłonni byliby wykorzystać znane im lęki czy fobie grających na potrzeby sesji. Po podliczeniu wyników – pamiętam do dziś – okazało się, że mniej więcej połowa prowadzących byłaby gotowa tak zrobić. Pozostała część prelekcji była poświęcona rozmowie na temat tego dość szokującego dla mnie faktu.

To w 2007 roku. A potem? Od dobrych paru lat działa wzmiankowana już grupa Lans Macabre, robiąc naprawdę dobrą robotę. Na niedawnych konwentach było parę prelekcji Aleksandry Sontowskiej o BHP, w ostatnim czasie Pola Mikołajczak zaczęła przewodzić akcji „Bezpieczny Konwent”. Część wpisów na blogu Naked Female Giant porusza tematy bliskie ostatnim wydarzeniom. Ciekawie byłoby porównać to wszystko z wcześniejszymi dyskusjami fandomowymi, o których pisał m.in. Aleksander Daukszewicz. Wymagałoby to jednak dużo wysiłku. Może ktoś to zrobi? Jakąś próbką mogłaby być też zawartość dawnych tekstów w „Magii i Mieczu” (tutaj dla przykładu tytuły artykułów poradnikowych – na pierwszy rzut oka o bezpieczeństwie na sesjach jest tam niewiele, ale nie da się jednoznacznie powiedzieć, na ile reprezentatywna jest tak pobieżna informacja).

Tak czy inaczej, nie można powiedzieć, iż do tej pory nie zrobiono zupełnie nic. Ale trudno byłoby również twierdzić, że dotychczasowe działania w zupełności wystarczają – obecny skokowy (choć nie powszechny) wzrost świadomości problemu w fandomie jest zbyt duży, by taką tezę dało się obronić. Szczególnie o samych scenach gwałtów nie powiedziano dotąd wiele. A w dodatku na konwentach można też znaleźć prelekcje takie jak ta (pozostaje mieć nadzieję, że opis pełnił jedynie funkcję marketingową, a faktyczny punkt programu był zrobiony lepiej).

W kontekście ostatnich wydarzeń warto pisać o poczynionych już próbach zaradzenia problemom. Traktujmy je wszakże jako jeden z kroków na długiej drodze, a nie jako powód do samozadowolenia. A kiedy dojdziemy w fandomie do takiego poziomu kultury dyskusji jak w anglojęzycznej grupie JOF, będziemy mogli stwierdzić: „jest naprawdę nieźle”.

Inna sesja z roku 2009 (źródło)

A teraz pora na dalszy ciąg listy dobrych (i złych?) praktyk. W poprzednim poście było „po pierwsze” i „po drugie”, toteż dla zachowania ciągłości zachowam numerację.

Po trzecie zatem: nie mówmy, że osoby dotknięte fikcyjnymi zdarzeniami mają problem z rozróżnianiem świata realnego i wymyślonego. Emocjonalne przeżywanie tego, co ma miejsce w świecie zjawisk symbolicznych, jest zjawiskiem całkiem powszechnym i normalnym. Gdyby było inaczej, to większość z nas nie interesowałaby się grami fabularnymi, a ta oto trójka młodych ludzi zupełnie inaczej zareagowałaby na jedną z końcowych scen trzeciego sezonu „Gry o tron”. Uczucie upokorzenia, które może się pojawić m.in. podczas wymyślonej sceny gwałtu, bywa słabsze lub silniejsze, zależnie od czasu grania daną postacią, warunków zewnętrznych (świece, stroje, otoczenie), momentu sesji. Predyspozycje osobowościowe także mają pewne znaczenie, ale nie są jedynym istotnym czynnikiem. Co więcej, nawet bardzo mocne przeżywanie nie oznacza utraty świadomości fikcji – to dwie zupełnie różne rzeczy. Cały ten punkt można zresztą sprowadzić do jednego postulatu: jeśli ktoś mówi o bolesnych doświadczeniach związanych z grą (lub jakichkolwiek innych), to po prostu potraktujmy go poważnie. Nie przekonujmy, że lepiej wiemy, co miało prawo dotknąć taką osobę, a co nie.

Po czwarte, nie piszmy: „przecież z sesji można wyjść w dowolnym momencie”. Teoretycznie jest to prawda, ale w praktyce takie zachowanie wymaga dużej odwagi – trzeba niemałej śmiałości, aby przerwać kilkugodzinną zabawę, na którą specjalnie się umówiliśmy. W dodatku ludzie, z jakimi gramy, to często nasi znajomi, nie osoby spotkane pierwszy i ostatni raz w życiu. A jeśli w dodatku ma się kilkanaście lat i presja grupy rówieśniczej jest szczególnie silna… Cóż, rozwiązania takie jak X-Card powstały nie bez powodu. Przede wszystkim zaś nigdy dość podkreślania, że odpowiedzialność leży po stronie prowadzących (lub graczy i graczek), którzy wprowadzają negatywnie nacechowane sceny, a nie po stronie osób nimi dotkniętych.

Owszem, nie sposób przewidzieć wszystkich potencjalnie ryzykownych sytuacji – stąd niekiedy proponuje się zrobienie listy tematów tabu przed sesją z nieznajomymi osobami – ale przy scenach takich jak gwałt (również na postaciach niezależnych) pomarańczowe światło powinno się zapalić zawsze. Jeżeli ma być na nie miejsce, to tylko wówczas, gdy wszyscy obecni świadomie i niedwuznacznie wyrazili zgodę. Wyrazili – i nie wycofali, bo tego rodzaju przyzwolenie powinno obowiązywać tylko do chwili odwołania, nie zaś do końca życia. A na koniec jeszcze jedna obserwacja, którą zawdzięczam Bartoszowi „Kastorowi Kriegowi” Chilickiemu: w pewnym sensie potrzeba powiedzenia „nie” już jest porażką wszystkich przy stole. Oznacza bowiem, że złamana została zasada wewnątrzgrupowego zaufania (lub w łagodniejszej wersji: zrozumienia). To, co może się stać potem, jest już tylko ograniczaniem szkód.

Grupa LARP-owa Sternfeuer, rok 2005 (źródło)

Po piąte, reagujmy również wtedy, kiedy problem nie dotyczy nas, lecz osoby siedzącej obok. Tego nie trzeba obszerniej komentować – wspomnę tylko, że i tu mam dużo zrozumienia dla osób, którym w takich chwilach zabraknie odwagi cywilnej. Być może łatwiej będzie Wam zaprotestować, gdy pomyślicie, iż powodem zepsucia zabawy nie jest Wasz sprzeciw, tylko to, co go poprzedziło.

Po szóste, nie bagatelizujmy tych właściwości gier fabularnych, które mogą stać się podłożem niepożądanych sytuacji. Niektóre z nich zdążyłem już zasygnalizować, tutaj chciałbym skupić się na znaczeniu fikcji. Otóż jej obecność nie zawsze łagodzi możliwe negatywne skutki wydarzeń w grze – czasami jest wprost odwrotnie. Wszak przy użyciu argumentu „to nie ty, tylko twoja postać” można usprawiedliwiać dokładnie wszystko – również takie rzeczy, które z ukazanych już powodów są w najlepszym razie nieprzyjemne. W dodatku sesja RPG może mieć dla uczestników spore znaczenie psychologiczne, gdyż rozgrywa się zwykle w zwartej grupie społecznej, a jej dynamika nakłada się na zjawiska zachodzące w świecie przedstawionym. Głęboka identyfikacja czy immersja sama w sobie nie jest zła, ale w niektórych przypadkach może być niekorzystna. Społeczny aspekt grania w powiązaniu z różnorodnymi zabiegami, które utwierdzają symboliczne utożsamienie fikcyjnej postaci z realną osobą (gwoli uczciwości trzeba też wspomnieć o procedurach odwrotnych, ułatwiających wychodzenie z roli), wyraźnie odróżnia sytuację gry od oglądania filmu albo lektury książki.

Wypada też powiedzieć o dosyć częstych w fantastyce nadmiernie erotycznych przedstawieniach kobiet (rzadziej mężczyzn). Same w sobie nie nakłonią one nikogo do zła, ale mogą być jednym z czynników ułatwiających podjęcie nieszczęśliwej decyzji. Inną jeszcze kwestią jest tłumaczenie wydarzeń logiką świata przedstawionego: „to rzeczywistość, w której gwałty (tortury, przemoc wobec dzieci itd.) są na porządku dziennym”. Na to można odpowiedzieć, że to, co wydaje nam się realistyczne w grach fabularnych, nierzadko wcale takie nie jest (z nieco wstydliwą przyjemnością odwołam się tutaj do notki, którą napisałem – strach! – ponad trzy lata temu). Można też stwierdzić prościej: sesja jest dla ludzi, a nie dla fikcyjnego świata. Uczucia realnych osób są niepomiernie cenniejszą wartością niż spójność wymyślonego tworu.

Czy chcę przez to powiedzieć, że gry fabularne są bardziej niebezpiecznym środowiskiem niż inne sytuacje społeczne? Nie. A może mniej? Nie wiem, ale nie muszę tego wiedzieć, bo takie porównywanie w tym miejscu niczemu nie służy. Każda potencjalnie ryzykowna sytuacja ma swoją specyfikę – cechy korzystne i czynniki ryzyka. Rzecz w tym, aby je poznać i nauczyć się maksymalizować pierwsze, a minimalizować drugie.

Skoro zaś już przy tym jesteśmy, to jeszcze jedno. Komentarz neurocide’a do poprzedniego wpisu zwrócił moją uwagę na to, że typ zachowań graczy w RPG w pewnym stopniu określa mechanika, a w tej zazwyczaj nie ma śladu o scenach związanych z przemocą seksualną i podobnych. Niby truizm, ale jest to użyteczny argument, gdy chcemy pokazywać na zewnątrz fandomu, iż gry fabularne w swoich założeniach nie są żadną zabawą w upokorzenie. Oby tylko celem takiego działania nie było odmawianie problemowi znaczenia, a raczej podkreślanie, że z przymusowym wprowadzaniem omawianych scen można walczyć, nie występując przeciwko istocie grania.

Scena z LARP-a na Hardkonie X, 2011 rok (źródło)

Po siódme, pamiętajmy, że fikcyjna śmierć wcale nie musi być gorsza od fikcyjnego gwałtu. Umieranie zostało otoczone wieloma rytuałami i konwencjami, przez co łatwiej uczynić je możliwym do przyjęcia (nawet jeżeli ma miejsce w poruszającej scenie). Może być także przedstawiane w sposób heroiczny, jako dobrowolna ofiara na rzecz innych ludzi, o co w przypadku gwałtu raczej trudno. Nadal jednak możliwość śmierci postaci graczy jest jedną z rzeczy, co do których warto porozumieć się przed sesją. To samo dotyczy tortur, przemocy w rodzinie oraz innych kulturowych tabu, również tam, gdzie dotyczą one bohaterów i bohaterek niezależnych. Śmierć fikcyjnych dorosłych postaci, zwłaszcza w słusznej sprawie, jest otoczona znacznie grubszą otuliną kulturową niż wiele innych rzeczy, które mogą je spotkać. To pewien fakt społeczny – można roztrząsać jego przyczyny i skutki, ale nie zniknie on tylko dlatego, że mu zaprzeczymy.

Po ósme, działajmy w fandomie. Jeżeli mamy na to czas i chęć, piszmy teksty (m.in. Michał „Puszon” Stachyra zachęca do nadsyłania tego rodzaju materiałów do odnowionego magazynu „Magia i Miecz”), róbmy prelekcje, rozmawiajmy z gracz(k)ami na konwentach. Wskazujmy na nasze racje w spotkaniach bezpośrednich i w internecie. Przyjdzie moment, gdy np. na pytanie o przemoc seksualną w światach RPG będziemy mogli odpowiedzieć nie tylko: „Gry fabularne nie do tego służą i dzieje się w nich wiele dobrych rzeczy”, lecz także: „Przeciwstawiamy się takim działaniom, wspieramy osoby, które zostały nimi dotknięte, i promujemy dobre zasady wśród nowych graczy” (zdanie to jest nieomal cytatem z wypowiedzi Juliana Czurko, niewiele mogłem do niej dodać). O coś takiego warto walczyć, nawet jeżeli droga nie będzie łatwa.

Po dziewiąte, raz na zawsze pozbądźmy się przekonania, że do szkodliwych zachowań zdolni są głównie psychopaci. To przeświadczenie wynika ze zdroworozsądkowej psychologii, ale zostało całkowicie unieważnione przez psychologię naukową. Argumentów można by tu przytoczyć wiele, ja sięgnę tylko po najbardziej wyrazisty – oficjalną stronę słynnego eksperymentu więziennego Philipa Zimbarda, która bardzo jasno stwierdza: „nie było żadnych różnic między chłopakami, którym przydzielono role więźniów, a tymi, którym przydzielono role strażników”. Co było dalej, wiemy. Wprawdzie eksperyment stanfordzki był przypadkiem skrajnym, ale badania w naukach społecznych dostarczają wielu, wielu, wielu przykładów na znaczenie czynników sytuacyjnych również w innych okolicznościach. Kto zrzuca winę na jednostki, ten kieruje się nieaktualnymi od wielu dekad wyobrażeniami na temat ludzkiej psychiki. Można to zrozumieć z socjologicznego punktu widzenia: w ten sposób kierujemy uwagę na pojedyncze osoby, odsuwając pytania o szersze uwarunkowania problemu. Zrozumieć można, ale nie zaakceptować.

Puckon 2010 (źródło)

Po dziesiąte, przeczytajmy wpis Marcina Kuczyńskiego. Znakomicie pokazuje on to, o czym mówiłem przed chwilą, na konkretnych przykładach z sesji (nieco podobna ilustracja – tutaj). Wyjaśnia, jak to możliwe, iż mistrz gry, który nie miał wcale złych intencji, może wprowadzić bolesną dla graczki scenę gwałtu i potem nie zdawać sobie sprawy, iż cokolwiek poszło nie tak. Marcin Kuczyński podkreśla również, że nie same gwałty są problemem. Nie wiem, jak mógłbym to zrobić lepiej, więc po prostu zacytuję (tutaj z licznymi skrótami i dodanymi wytłuszczeniami – ale przeczytajcie też oryginał).

Na jednym z konwentów prowadziłem jakiś czas temu prelekcję. Gracz opowiedział, jak niefajnie czuje się z tym, że jego MG cały czas pokazuje mu, że jego Bohater jest beznadziejny, że nic mu się nie udaje i tak dalej. I ta wypowiedź otworzyła kolejne osoby. Ubliżanie słowne, makabryczne sceny tortur, znęcanie się psychiczne. Nikt nie mówił akurat o gwałtach, ale są bardzo różne formy przemocy. Ci ludzie zostali ewidentnie skrzywdzeni przez swoich prowadzących, a układ niejednego z nich kojarzył mi się tylko z relacją ofiary, która nie umie odejść od swojego oprawcy (czemu? Bo to przecież kumple, bo nie zna innego MG a kocha RPG i tak dalej).

A potem mieliśmy z Kaśką prelekcję dla MG. Pod wpływem tej poprzedniej, zacząłem pytać, jak oni to rozwiązują, jak wiele można i tak dalej. Kara za nie wyłączenie dzwonka telefonu podczas sesji? Obcięcie palca z dłoni postaci. Tona informacji o tym, jak bardziej przekonywująco opisywać tortury i przemoc, żeby gracze naprawdę „to poczuli”. Jak budować im poczucie bezpieczeństwa, budować emocjonalne więzi z BNami, żeby potem móc ich bestialsko zabijać na oczach gracza. Jak to „porażka” uczy i sukces nie jest emocjonujący. To było przerażające. I żeby wszystko było jasne. Miałem przed sobą prowadzących, którzy chcieli być dobrymi MG, którzy wkładali czas i wysiłek w to, żeby dawać graczom jak najlepsze sesje. Którzy przyszli na prelekcję w nadziei, że podłapią jakieś nowe triki, że ich drużynie (na której im zależy) będzie się jeszcze fajniej grało.

Wbrew temu, jak chcieliby niektórzy, nie rozmawiamy o wąskiej grupie degeneratów-zboczeńców, tylko o prowadzących, którzy chcą dobrze. Jeżeli skupimy się na pisaniu, jakimi to zwyrodnialcami byli tamci MG, zamykamy problem jako marginalną patologię. A to nie jest marginalna patologia (choć i z taką należałoby walczyć), to jest coś znacznie powszechniejszego, niż się nam wydaje.

Amen.

Abyśmy dobrze się zrozumieli: gry fabularne są też przestrzenią, w której dzieje się wiele fantastycznych rzeczy. O tych także warto mówić. A przede wszystkim RPG są normalnym zjawiskiem i skupiają normalnych ludzi. Ale właśnie z tego ostatniego powodu nie są również wolne od przemocy – symbolicznej, zwykle bezwiednej, lecz niekiedy bardzo dotkliwej. A skoro osoby z poważnymi trudnościami lub wręcz zaburzeniami psychicznymi to zaledwie ułamek grających, upowszechnianie dobrych praktyk w RPG i marginalizacja praktyk złych stanowią całkiem realną perspektywę. Bardzo chciałbym, aby to, co się w ostatnich dniach stało, doprowadziło nas do mądrych, owocnych rozmów nie tylko o gwałtach, lecz również o wszelkich problemach związanych z naruszaniem granic podczas sesji.

Wtedy wszyscy wygramy.

Komentarze


Jingizu
   
Ocena:
0

A przepraszam, myślałem, że chodzi o liczbę komentarzy pod notką Repka (gdzie część osób nie ma prawa się wypowiadać).

Nie napisałem, że liczba agresywnych osób jest symetryczna, nie pisałem też nic o poziomie nasilenia agresji. Stwierdziłem tylko, że wg mnie symetryczne jest negowanie problemu i ignorowanie wyjaśnień drugiej strony.

31-03-2014 21:57
Scobin
   
Ocena:
0

To jeszcze maleńkie postscriptum: kontrargumentom dla wyjaśnień "drugiej strony" poświęciłem w tych dwu notkach około trzydziestu tysięcy znaków. W jaki sposób miałoby to być ignorowaniem? Nie wiem.

Chyba że chodzi Ci ogólnie o symetrię w fandomie, a nie akurat o moje wpisy. Jeśli tak, to moglibyśmy dyskutować (mojego zdania pewnie się domyślasz), ale to byłby osobny wątek, którego wolę tutaj nie zaczynać. Ewentualnie możemy sobie wyjaśnić wątpliwości na privie.

A teraz już z mojej strony naprawdę koniec. :-)

31-03-2014 22:02
Headbanger
   
Ocena:
+3

"Natomiast nie mam nic przeciwko dalszemu komentowaniu. Mam już dość dużo materiału potwierdzającego, że notka była potrzebna, ale jeśli ktoś chciałby go dostarczyć więcej, to oczywiście śmiało. :-)"

To tylko świadczy o twoim prawdziwym celu tego zamieszania. Udowodnienia i wprowadzenia w życie swojej tezy, bez znaczenia czy to pomaga komukolwiek, czy szkodzi. Potworne.

31-03-2014 22:02
Jingizu
   
Ocena:
+3

kontrargumentom dla wyjaśnień "drugiej strony" poświęciłem w tych dwu notkach około trzydziestu tysięcy znaków

Zapytam retorycznie: a ile czasu poświęciłeś na zastanowienie się nad tymi wyjaśnieniami, czy przypadkiem nie ma w nich trochę sensu? Bo z mojego punktu widzenia sporo osób bagatelizuje fakt, że filmowy wstępniak do artykułu po prostu oczernia rpgowców (no niby się z tym zgadzają, ale zaraz potem wyjaśniają, że przecież nic się nie stało), a z drugiej strony sporo osób bagatelizuje fakt, że jednak wiele osób zniosłoby źle gwałt/tortury/upokorzenie ich postaci na sesji, zwłaszcza w wieku dojrzewania (no niby piszą, że MG nie powinien, ale zaraz dodają, że przecież ostatecznie nic takiego się nie stało). W tej "dyskusji" zostali już prawie sami twardziele okopani na swoich pozycjach, którzy na argumenty drugiej strony odpowiadają trzydziestoma tysiącami znaków kontrargumentów, a nikt nie napisze "hmm, w tym co mówisz jest w sumie trochę racji". Bo Prawdziwy Obrońca Uciśnionych/Fandomu ma rację w 100% i nigdy nie ustępuje pola.

@Headbanger:
Potworne
Wyszydź czyjeś święte, nieproporcjonalne oburzenie słownymi gwałtami. 200 komentarzy później sam wyraź święte oburzenie słownymi przepychankami X)

31-03-2014 22:41
FireFrost
   
Ocena:
+1

Dobra, trochę czasu minęło, ja już się wyśmiałem. Rozrywka-rozrywką, ale wszystko z czasem się nudzi. Tylko jedno mnie jeszcze zastanawia - Scobinie, nie szkoda ci czasu na walenie ścian tekstu na temat takich pierdół? :D

31-03-2014 23:39
Gantolandon
   
Ocena:
+4

Niesamowite jest to, że przeciętny bojownik z jednej strony barykady nie jest w stanie zrozumieć i zaakceptować, że ktoś ma prawo być urażony tym artykułem, a jego odpowiednik z drugiej strony nie jest w stanie zrozumieć i zaakceptować, że ktoś ma prawo być urażony gwałtem na sesji.

Pomijasz jedną rzecz: to nie jest pierwszy raz, kiedy fandom jest urażony. Fandom, a przynajmniej jego część, jest śmiertelnie obrażony za każdym razem, kiedy ktoś odważy się go skrytykować w jakikolwiek sposób. Żeby jeszcze chociaż chcieli się dąsać indywidualnie, byłoby to nawet znośne - niestety, spora część krytykujących artykuł bez żadnego poczucia żenady wypowiadała się w imieniu graczy RPG w ogóle.

Naprawdę nie chciało mi się włączać na początku w te dyskusje - reklama wydawała mi się tylko lekko żenująca, a artykuł taki sobie. Ciśnienie mi skoczyło dopiero, jak zobaczyłem stado kolesi pogrążonych w błogim samozadowoleniu, bo GWno kłamie, a jak się nie podoba, to przecież można zawsze se pójść do kogoś innego. Problem istnieje - zdarzyło mi się spotkać graczkę zniechęconą do sesji po N-tej próbie gwałtu na jej postaci w ramach zwiększania realizmu. Rzecz w tym, że odstraszeni od tego hobby najpewniej pójdą zająć się czymś innym, a w RPG zostanie grupa frustratów w okolicach 30-ki, gratulujących sobie wzajemnie kolejnego zwycięstwa przeciwko lewactwu.

Problem z tym hobby jest taki, że z każdą drużyną na dwoje babka wróżyła - możesz trafić na świetną ekipę, z którą będziesz się dobrze bawić, albo na grupę przychlastów bez empatii. W tym drugim przypadku stracisz najprawdopodobniej masę czasu i nerwów, zanim się zorientujesz, że trzeba się ewakuować i szukać sobie innej drużyny. Tak jest w sumie z każdym hobby uprawianym grupowo, ale większość grup zainteresowań stara się przynajmniej jakoś wskazywać pozytywne zachowania i nie zadawać się z przychlastami. W światku RPG samo zaproponowanie czegoś takiego jest traktowane jako próba dokonania faszystowskiego przewrotu.

Przyznam, że bardziej leży mi na sercu postawa fandomu, niż autorki artykułu z prostego powodu: nie jestem emocjonalnie związany z feminizmem, ani nie jestem redaktorem Gazety Wyborczej, natomiast w RPG grałem i okazjonalnie grywam. Za nic nie pasuje mi sytuacja, w której w moim imieniu wypowiada się ktoś, kto to hobby traktuje jako przykrywkę do prowadzenia świętej wojny przeciwko lewakom.

31-03-2014 23:41
deailon
   
Ocena:
0

Uprzejmie uprasza się o nie przywoływanie jako argumentu sfalsyfikowanego eksperymentu, przeprowadzonego z luźnym podejściem do etyki naukowej. Więzienie Zimbarda to ciekawa historia, ale kiepski dowód na jakiekolwiek twierdzenie.

01-04-2014 00:15
jakkubus
   
Ocena:
+2

@Gan

Mam bardzo podobne odczucia, ale zdaje mi się, że widzisz sprawę dość jednostronnie. Polaryzacja polityczna jest w Polsce dość silna i bardzo trudno od tego uciec. Także ta cała afera nie jest Świętą Wojną Przeciw Lewakom™, a obustronną polityczną naparzanką. Reportaż ten miał jeden pozytyw, a mianowicie zwrócił na chwilę uwagę fandomu na sprawę molestowania (bo zdaje mi się, że gwałt jest tu chyba nieco za mocnym słowem) na sesjach. Niestety zamiast faktycznie pochylić się nad sprawą i olać facebookowe chamówy (po obu stronach), kilka osób zaczęło odwalać szopkę z obroną artykułu i uświadamianiem fandomu o jego niedojrzałości. No litości...

A sam reportaż jest właśnie wciągnięciem RPGów w polityczne przepychanki. Czy to Ci nie przeszkadza? 

01-04-2014 00:47
Gantolandon
   
Ocena:
+1

@jakkubus

Zgodziłbym się, gdyby to był jedyny taki przypadek. Niestety, problem jest szerszy i - jak na razie - dotyczy tylko jednej strony RPGowej sceny politycznej. Nie zauważyłem do tej pory przypadków forumowych feministek umawiających się publicznie na nękanie prawicowca na Facebooku, natomiast odwrotny przypadek się zdarzył. Przeglądając forum Poltera nie trafiam nawet na ślad apologetów Stalina, natomiast przez cały czas widuję ludzi fantazjujących o strzelaniu do komuchów, czy o faszystowskich dyktaturach. Do tej pory pamiętam dyskutanta, który bez śladu ironii dowodził, że lewaków można by spokojnie zamknąć w odizolowanych społecznościach, ale to jest OK - bo w każdej chwili mogliby wyjść, za zgodą nadzorcy i z nadajnikiem podającym pozycję. Nawet blogi przez długi czas (jeszcze parę lat temu) wyglądały jak utajona strona komitetu wyborczego KNP - więcej tam było polityki niż RPG. Nie ma sensu przedstawiać fandomu jako jakiegoś pola politycznej bitwy, bo ta miała miejsce już dawno temu i została zdobyta przez jedną konkretną opcję, która okopała się na swoich pozycjach, przygotowała do obrony twierdzy i - od czasu do czasu - przechadza się po niej rozdając karty mobilizacyjne pozostałym.

Nie jestem przekonany do artykułu na tyle, żeby zgodzić się z nim bez dyskusji, ale ciągle uważam, że zjawisko notorycznego gwałcenia postaci jest problemem, który (w najlepszym razie) zniechęca niezerową liczbę potencjalnych graczek do zajęcia się w sumie fajnym hobby. W związku z tym czuję się zobowiązany poprzeć autorkę - bo wiem, że jak tego nie zrobię, w moim imieniu zaraz wypowie się rechoczący wesołek, który pośmieje się z kumplami z durnych feministek, przybijając sobie wzajemnie piątkę w poczuciu dobrze wykonanej roboty. Starczył rzut okiem na komentarze pod tą notką i notką Repka, żeby wiedzieć, po czyjej stronie na pewno nie chcę stanąć, nawet przypadkiem.

01-04-2014 01:41
Headbanger
   
Ocena:
+2

@Gantolandon

Czy jedynym sposobem by nie oblegać twierdzy i itd. Jest przyznać ci bezwarunkową i stuprocentową racje, po czym posypać głowę popiołem?

P.S. Nie jestem prawicowcem
P.S.2. Wielokrotnie widziałem, życzenia śmierci i inne takie za nie zgadzanie się w 100% z lewicowymi poglądami - nawet w związku z aferą wannagate
P.S.4. Mi życzono śmierci w związku z tym.
P.S.5. Nie jestem lewicowcem.
P.S.6. Nie było 3
P.S.7. ????
P.S.8. PROFIT!

------------EDIT------------
Jedyną osobą tutaj, która z uporem maniaka odwołuje się do stalina i hitlera to ty. Co oczywiście znaczy, że automatycznie przegrałeś dysputę i jesteś trollem. Można się tobą nie przejmować.

01-04-2014 02:03
jakkubus
   
Ocena:
+1

Zgodziłbym się, gdyby to był jedyny taki przypadek. Niestety, problem jest szerszy i - jak na razie - dotyczy tylko jednej strony RPGowej sceny politycznej. Nie zauważyłem do tej pory przypadków forumowych feministek umawiających się publicznie na nękanie prawicowca na Facebooku, natomiast odwrotny przypadek się zdarzył.

A ja nie zauważyłem żadnych prób nękania feministek przez prawicowców na Facebooku, ale to może dlatego, że nie szukałem. Każdy widzi, co chce widzieć.

Przeglądając forum Poltera nie trafiam nawet na ślad apologetów Stalina

Naprawdę uważasz, że to źle?

Nie ma sensu przedstawiać fandomu jako jakiegoś pola politycznej bitwy, bo ta miała miejsce już dawno temu i została zdobyta przez jedną konkretną opcję, która okopała się na swoich pozycjach, przygotowała do obrony twierdzy i - od czasu do czasu - przechadza się po niej rozdając karty mobilizacyjne pozostałym.

No cóż, po femigate czy wannagate można było odnieść zgoła odmienne wrażenie.

Nie jestem przekonany do artykułu na tyle, żeby zgodzić się z nim bez dyskusji, ale ciągle uważam, że zjawisko notorycznego gwałcenia postaci jest problemem, który (w najlepszym razie) zniechęca niezerową liczbę potencjalnych graczek do zajęcia się w sumie fajnym hobby. 

Więc czemu nie zająć się tematem właściwym, zamiast obroną DF-owych wypocin?

P.S. Ponawiam pytanie: Czy polaryzowanie fandomu i upolitycznianie sprawy w tym reporatażu Ci nie przeszkadza?

01-04-2014 07:03
Senthe
   
Ocena:
+2

Ale przecież fandom sam się polaryzuje i upolitycznia. Nie ma w tym artykule żadnej odezwy "jeśli nie popierasz gwałtów na sesji, głosuj na Tuska" ani implikacji "kto nie lubi molestowania, ten lewak i feminazista". Fandom złożony jest z ludzi, ludzie są głupi i do odbioru każdego problemu z uporem stosują swoje ideologie, aż w końcu osiąga to level wypaczony i przerażający. Obecny flejm można by podsumować "to się dzieje, jak koledzy zaczynają gadać o polityce". 

I tak, reakcja fandomu jest problemem, dla niektórych problemem jest również reakcja na reakcję oraz reakcja na reakcję na reakcję.

Ale. Mimo wszystko łączy nas (czy też was, ja tam erpegowcem raczej nie jestem) wspólne hobby. Molestowanie legitymizowane kontekstem sesji jest problemem (w przeciwieństwie do szerzenia satanizmu) zupełnie realnym, z którym mogą się zetknąć szczególnie młodzi i niedoświadczeni gracze. I to problemem, który dotyczy nas wszystkich - i problemem, który psuje nam opinię, i problemem, który jak widać polaryzuje i rodzi konflikty, i takim, który może dotknąć znajomych zainteresowanych erpegami. WIĘC MOŻE BY TAK. ZAJĄĆ SIĘ TYM PROBLEMEM. I zamiast radzić ofiarom molestowania, że "trzeba se znaleźć dobrą drużynę i poradzić w życiu" może po prostu zacząć pozbywać się ze środowiska podłych przychlastów i ich głupich pomysłów? Edukować, doradzać, ochrzaniać, zrzucać ze schodów? Żebyśmy nie musieli już czytać tego typu artykułów w przyszłości?

Gdybyście tak wyprodukowali milion komentarzy dyskusji na temat "co z tym zrobić", a nie "dlaczego inni ludzie są gupi i nic nie wiedzą o niczym", znacznie milej by się to czytało. I to dotyczy wszystkich flejmujących.

(Proszę osoby nieumiejące w skróty myślowe o darowanie sobie odpowiedzi na ten komentarz.)

01-04-2014 08:10
Jingizu
   
Ocena:
+5

może po prostu zacząć pozbywać się ze środowiska podłych przychlastów i ich głupich pomysłów


Nie da się. Fandom to nie firma, z której można kogoś zwolnić, nie ma też egzaminu z instruktorem, po którym dostaje się Legitymację Fandomu. Nie da się zabronić przychlastom grania w RPG. Można edukować, jeśli są odporni na edukację można z nimi więcej nie grać i ostrzegać znajomych graczy - ludzie zresztą już tak robią. Tylko nie wiem dlaczego miałoby to wymagać nagłej aktywizacji całego fandomu. I jakim prawem mielibyśmy zabraniać grupce takich "przychlastów" grać w swoim gronie w szowinistyczne, "poprawne historycznie" rpg, ani jak ich zmusić do przestrzegania zakazu. Takie inicjatywy są trochę śmieszne - nagle wszyscy jak jeden mąż mają się zerwać i iść naprawiać ten konkretny problem. I niektórym się to kojarzy z pochodami pierwszomajowymi, gdzie wszyscy musieli iść i machać chorągiewkami wyrażając poparcie dla Jedynej Słusznej Szkoły Gra... pardon, Ustroju, albo innym Miesiącem Walki z Nietrzeźwością czy Miesiącem Zrzucania Śniegu Z Dachów Bo Hala Się Zawaliła. Więc to wyśmiewają. Nie jest to ani jedyny, ani największy problem przeciętnego rpgowca więc, na bogów, dopiszmy go do listy rzeczy, na które trzeba zwracać uwagę, ale bez masowej histerii i ogłaszania dnia oczyszczenia fandomu.

01-04-2014 10:09
dzemeuksis
   
Ocena:
+4

Reportaż ten miał jeden pozytyw, a mianowicie zwrócił na chwilę uwagę fandomu na sprawę molestowania (bo zdaje mi się, że gwałt jest tu chyba nieco za mocnym słowem) na sesjach

Reportaż mówi o gwałtach postaci (bodaj każdy opisany przypadek) oraz de facto molestowaniu graczek (przypuszczalnie w niektórych przypadkach gwałt postaci był niejako narzędziem). Myślałem, że to oczywiste. Jeśli mamy problem z rozróżnieniem i nazwaniem tego, to już teraz rozumiem skąd tak ogromny szum wokół tematu i tak wiele niepotrzebnych kłótni.

Edycja: RPG nie stało się płaszczyzną rozwoju satanizmu tak jak nie stanie się płaszczyzną ewangelizacji czy masowych gwałtów

Nie widziałem ani jednego głosu w tej dyskusji, który by sugerował coś przeciwnego. Za to widziałem wiele (o, choćby banracy kolejny niżej) podobnych projekcji wśród osób bagatelizujących opisywany problem.

Wygląda trochę, jakby niektórzy (tyczy się wszystkich, ta sytuacja to tylko pretekst do wyrażenia tej myśli) walczyli tutaj z wiatrakami, zbijali postulaty, czy tezy istniejące wyłącznie w ich głowach. Fajniej by było się jednak skupić na tym, co faktycznie próbujemy sobie nawzajem przekazać.

01-04-2014 10:45
banracy
   
Ocena:
+7

Chciałbym uzupełnić wypowiedź Kreta. Oskarżenia o promowanie satanizmu/okultyzmu w grach RPG miały twarde uzasadnienie w rzeczywistości. W RPG istotnie roi się od demonów i diabłó wszelkiej maści (tak naprawdę trudno znaleźć fantasy RPG bez demonów w bestiariuszu). Wiele RPG ma ściśle opisane zasady przywoływania demonów (czary w Zewie i DnD), wydano w Polsce mainstreamowe RPG gdzie zachęcało się do grania może nie demonami ale demonicznymi Wampirami. 

Z drugiej strony w prawie żadnym RPG oprócz powszechnie wyśmiewanej patologii typu FATAL nie ma opisanych zasad gwałtów, nie ma w Polsce RPG gdzie podręcznik radzi graczom wcielać się w gwałcicieli. Jakoś nie widziałem podręcznika RPG z opisami w stylu "gwałcenie kobiet to dobry sposób na zdobycie sobie prestiżu wśród plemion północy" albo "źli kapłani mogą gwałcić kobiety aby zwiększyć swoją moc". 

01-04-2014 10:49
jakkubus
   
Ocena:
+1

WIĘC MOŻE BY TAK. ZAJĄĆ SIĘ TYM PROBLEMEM

I właśnie o tym piszę. Żeby zająć się faktycznym problemem, a nie próbami udowodnienia, że mimo wszelkich przesłanek, autorka zna się na rzeczy, a sam reportaż jest coś wart.

01-04-2014 10:54
Headbanger
   
Ocena:
+3

Wielkie roboty? That would be awesome!

01-04-2014 11:33
banracy
   
Ocena:
+3

@dzemeuksis

To nie jest bagatelizacja, tylko wyciągnięcie faktów, jeśli przyznaje się racje temu reportarzowi to nie ma co odrzucać wcześniejszych oskarżeń o satanizm, skoro są o wiele lepiej ugruntowane. 

01-04-2014 11:40
Headbanger
   
Ocena:
0
31137

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0

O, i to są według mnie problemy, o które warto się kłócić w tym środowisku.

ŻE-NU-A! 

01-04-2014 11:46

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.